Translations in context of "moje życie legło w gruzach" in Polish-English from Reverso Context: Archer, moje życie legło w gruzach.
Rozwód. W Polsce zjawisko bardzo powszechne, gdzie rozpada się co trzecie małżeństwo. Jest to bardzo ważny i trudny moment w życiu osoby, która go doświadcza. Praktycznie każdy element Twojego dotychczasowego prywatnego świata ulegnie zmianie. Od teraz będziesz się uczyć wszystkiego od nowa. Staniesz przed nowymi decyzjami, które zmienią bezpowrotnie Twoje ówczesne życie. Nic na to już nie poradzisz. Należy zmierzyć się z daną sytuacją i zacząć działać, ku Twojej lepszej przyszłości! Pozew o rozwód należy złożyć w Sądzie Okręgowym. Przeważnie będzie to sąd, w którego okręgu mieliście swoje ostatnie miejsce zamieszkania. Takie pismo koniecznie trzeba przygotować w dwóch egzemplarzach (jeden dla sądu a drugi dla Twojego (jeszcze) obecnego małżonka). Po przygotowaniu trzeba zostawić je w biurze podawczym właściwego sądu albo po prostu wysłać tradycyjnie pocztą. Istotną sprawą jest to, że za taki pozew należy zapłacić opłatę sądową w wysokości 600 zł. Miej też na uwadze, że mogą wystąpić przeróżne dodatkowy opłaty, np. opłata za opinie biegłego. Jeżeli nie stać Cie najzwyczajniej na świecie na poniesienie takiej opłaty, to nie martw się. Sąd może Cię zwolnić w całości lub części z tych opłat. Jedyne co trzeba będzie udowodnić na specjalnym sądowym formularzu (powszechnie dostępnym) to będzie to, że np. nie posiada się pracy, ma się niskie dochody, wysokie koszty utrzymania. To, że nie masz odpowiednich środków pieniężnych nie oznacza, że nie masz prawa do sądu! Dokumentami niezbędnymi, które należy dołączyć do pozwu są: skrócony odpis aktu małżeństwa, akty urodzenia dzieci (w przypadku, gdy macie wspólne dzieci). Oprócz tego powinno się dodać wszelkie inne dowody niezbędne do uzyskania pozytywnego wyniku sprawy, takiej jak: zeznania świadków, nagrania audio bądź video, wydruki rozmów, opłaty rachunków domowych czy kosztów utrzymania dziecka, zaświadczenia lekarskie o stanie zdrowia. Każdy z nas chciałby mieć tę (zdecydowanie niełatwą) sytuację jak najszybciej za sobą. Jednak nie mamy na to większego wpływu. Na ogół pierwsza rozprawa wyznaczana jest w terminie około trzech miesięcy od dnia złożenia pozwu. W przypadku wezwania przez sąd do uzupełniania braków formalnych (np. coś się zapomni dołączyć) pozwu należy doliczyć jeszcze niezbędny czas na ich wszystko zależy już wyłącznie od Ciebie. Czy chcesz dokonać zmian, które pozytywnie wpłyną na Twoje życie, czy chcesz dalej trwać w tym małżeństwie bez przyszłości.
I to w dodatku używając w tym celu najbardziej prymitywnego sposobu – spojrzał na mnie z pogardą. Byłam zdruzgotana jego słowami. Nie m0głam wydobyć z siebie ani słowa. W tej jednej chwili moja miłość, całe moje życie legło w gruzach.
zapytał(a) o 19:09 Moje marzenie legło w gruzach, co zrobić???Dam N A J Bardzo chciałabym mieć pieska, maltańczyka i od 3 dni truję rodzicom, żeby mi go kupili. Zawsze po naszych rozmowach (dotyczących psa) płaczę, ale dzisiaj po prostu poczułam że nie mam już co liczyć na maltańczyka gdy usłyszałam stanowcze NIE!!! Błagam, powiedzcie, co mam robić, może jeszcze nie jest za późno na uratowane tego marzenia??? Liczę na waszą pomoc i pozdrawiam!!! Odpowiedzi Justw odpowiedział(a) o 21:51 pogadaj z nimi jeszcze raz i obiecaj że nie zaniedbasz psa. Że bedziesz sie nim dobrze zajmowac (spacery,zabiegi pielegnacyjne,karmienie,sprzątanie po nim) itp. powiedz ze zniszczyli ci marzenie..namawiaj ich że będziesz odpowiedzialna za pieska. powodzenia:] (pamiętaj że to dośc kłopotliwy swój charakterek,może być niekiedy hałaśliwy,a jego sierść na serio wymaga ciągłego czesania i dbania o nią .te pieski maja tez skłonności do "łzawienia" z oczu,które brudzi im troche sierśc,trzeba gotowaną woda przemywac oczy) Mam nadzieje że podjęłaś dobra,przemyslaną decyzje i liczysz sie z zapotrzebowaniem psa :) Misia887 odpowiedział(a) o 19:12 powiedz że bardzo ci na tym zależy że to spełnienie twoich marzen i ż erodice niszczą ci te marzenie jak dla mnie twoi rodzice sa dziwni ja bym ci go kupiła każdy ma psa i to wcale nie ciężka praca jeśli to nie poskutkuje może się fochnij i zmiękna sama już nie wiem to najlepsze rady Asiss odpowiedział(a) o 14:00 Peweni rodzice mają swój powód żeby ci nie kupowac pieska. pies to nie zabawka a ty to tak traktujesz[wywnioskowałam to z tej wypowiedzi]. Lepiej się wstrzymaj. Poczekja pół roku może ci się odwidzi. JA miałąm tak samo z królikiem. Rodzice mi odmawiali ja była wpieniona na maksa. Po pół roku wfcale nie żałuję że nie mam królika.... ;] Daria. odpowiedział(a) o 23:40 Chodź po domu z pluszowym psem i "zajmuj się nim" tak jakbyś była psychiczna. (tylko rób tak na oczach starych!) To działa! I nie załamuj się! Moi starzy też tak mówili, a na urodziny mi labradora z rodowodem kupili ;DD blocked odpowiedział(a) o 11:58 codziennie mów o psie podaj jego wady i zalety pokaz zdjecia jaki jest słodki powidz ze jest mały i jego utrzymanie nie jest drogie no i daj sobie na tapete wymarzonego psiaka ;) powodzenia (; Uważasz, że ktoś się myli? lub
Moje całe życie legło w gruzach przez tą bufiastą koszulę. My whole life is ruined because of the puffy shirt. Moje życie dzięki tobie legło w gruzach .
- Byłem strasznie głupi. Coleen nigdy mi nie wybaczy. Moje życie legło w gruzach - kaja się Rooney, zapowiadając, że zrobi "dosłownie wszystko", żeby ratować rodzinę. Na to już jednak pewnie jest za późno. Nawet krewni gwiazdora nie szczędzą mu gorzkich słów. - To nieodpowiedzialny gówniarz. Jak można robić takie świństwa? Zachował się jak zwykły szczur - mówi Natalie, kuzynka Rooneya. - Wayne, przyniosłeś wstyd całej naszej rodzinie. Biedna Coleen, zdradzona w piątym miesiącu ciąży... To obrzydliwe!Przeczytaj koniecznie: Robert Kubica wygrywa w rajdzie Jedyną osobą, która nie ma do Rooneya pretensji, jest Jenny Thompson (21 l.). Niegrzesząca przesadną urodą prostytutka nieźle zarobiła na spotkaniach z piłkarzem (po 1200 funtów za noc), a kolejną furę pieniędzy zapłaciły jej gazety za ujawnienie afery. Rooney zdradzał małżonkę od lipca do października ubiegłego roku. - Wayne był nieśmiały i niezdarny - zdradza prostytutka, opowiadając, że piłkarz zaprosił ją nawet do swojego domu, gdy Coleen wyjechała z też: Sebastian Świderski szalał w gokarcie Rooney zdradzał żonę nawet w towarzystwie swoich kolegów z zespołu. - Kiedyś byliśmy w restauracji należącej do Rio Ferdinanda. W tym samym czasie przebywało tam wielu piłkarzy MU. Wayne wcale się nie krył. W pewnym momencie wziął mnie za rękę i poszliśmy na zaplecze. Kiedy wróciliśmy, wielu zawodników patrzyło na nas z odrazą. Było mi strasznie głupio - wspominała Jenny Thompson. To nie pierwszy numer z prostytutkami, który zdradził Coleen 6 lat temu, krótko przed ślubem. Wtedy narzeczona mu przebaczyła. Teraz nie ma co liczyć na łaskę żony. Piłkarz już musiał się wyprowadzić z ich wartej ponad 5 mln funtów posiadłości...
Trzecia strona medalu. Francis Clifford Wydawnictwo: Książnica kryminał, sensacja, thriller. 212 str. 3 godz. 32 min. Szczegóły. Inne wydania. Kup książkę. Taka szansa mogła się trafić każdemu, ale tylko człowiek, którego życie legło w gruzach, był gotów ją wykorzystać. Na tyle słaby i szalony okazał się Anthony Pascoe.
zapytał(a) o 22:57 Co mam zrobić? Moje zycie legło w gruzach! Moje zycie poszlo inną sciezką niz planowałam, wszystko sie wali i mam ochote zniknac i o wszystkim zapomniec. Nieraz mam ochote sie zabić a nieraz poprostu uciec. Chłopak który mi sie bardzo podobał ostatnio obsciskiwał sie z jakąs dziewczyną wtedy zaczełam plakac... A pozatym czesto mam klopoty. To dwa z powodowmojego beznadziejnego zycia Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 23:04 Jesteś jeszcze młoda, więc Twoje myślenie jest płytkie ( bez urazy ). Życie bywa trudne. Każdy ma chwile, w których sądzi, że sobie nie poradzi. Wola walki i pozytywne myślenie, wiele potrafi zdziałać. Nie wiem na jakim stopniu, była rozwinięta wasza znajomość. Możesz walczyć o niego, albo stwierdzić, że " czas leczy rany ". O swoich problemach możesz porozmawiać z rodzicami bądź z psychologiem/pedagogiem szkolnym. współczuje mam nadzieje że nakopiesz temu debilowi do dupy nagadaj mu życze szczęścia blocked odpowiedział(a) o 23:01 Nie poddawaj się,Cóz wiadomo że nie wystarczy ci powiedzieć że będzie dobrze,bo to jest zbyt może uwierz w to że może byc lepiej,ale to zależy od ciebie,jeżeli się poddasz to po prostu jesteś słaba,udowodnij nie tylko sobie ale i innym,że jesteś silna i nic nie jest wstanie cie złamać ; ) Trzymaj się ;) Dopóki walczysz,jesteś zwycięzcą ;) Droga Dziewczynko!Nie śmiem się mianować dorosła, bo nią nie jestem jak na razie ani fizycznie (bo 16 lat dopiero), ani psychicznie (dojrzałość psych. przychodzi z wiekiem), ale parę lat temu myślałam identycznie jak Ty, tyle że ja nie z powodów chłopaka, ale równie z błahych. Otóż minęło parę lat i teraz się z tego śmieję. Przejdźmy do rad, a więc po pierwsze, chłopak nie jest najważniejszy. Nie stawiaj go broń Boże w centrum Twojego życia! Może to brzmi jak feministyczny bełkot, ale to prawda. Ja nigdy nie daję się manipulować chłopakom, jeżeli odkryję zdradę, to po prostu z honorem go zostawiam nawet jeżeli chce mi się ryczeć, to tego nie pokazuję. Co do drugiej, to tutaj będzie trudniej. Nie wiem co to za kłopoty dokładniej. Najlepiej po prostu znaleźć ich przyczynę i rozwiązać. ;) Banał? Może i tak, ale to czysta prawda. :] Poza tym kłopoty ma każdy. Życie jest chwilami świetne. Za parę lat się o tym przekonasz. Życzę Ci tego. Pozdrawiam. ;) aveja odpowiedział(a) o 23:06 Kochana. Od prawie miesiąca mój tata walczy o życie. Jest ciężko chory. Każdy dzień witam strachem, każdego dnia jest mi bardzo ciężko, po prostu boję się żyć, bo nie wiem, jakie będzie to moje życie. Może bez taty? Może będę uczyła go na nowo chodzić, pisać, mówić? A może wszystko będzie OK? Nie wiem i tego się boję. Ale muszę sobie radzić. Muszę, bo mam jeszcze mamę, rodzeństwo, babcię, przyjaciół. O nich i o tacie teraz myślę. Jeśli nie dla siebie żyję, muszę żyć dla nich. To trudne i wiem, że Tobie także jest trudno. Ale zawsze wszystko się rozwiązuje, zawsze nasze życie, prędzej czy później, kieruje się na dobry tor. "A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...". Zobaczysz, z czasem wszystko się ułoży. Teraz jest nam cholernie ciężko, ale to minie. Trzymam za Ciebie kciuki i Ty trzymaj za mnie. Pozdrawiam. esshe odpowiedział(a) o 22:59 weź poszukaj jakiegoś innego chłopaka , a kłopoty jakos sie rozwiążą ; p Oj kochaniee...Wcale nie masz tak beznadziejnego zycia. To idjota! Nie przejmuj się nim! Dupek co sie zciska z byle jaką siksą. Ładny, ale dupek. Za 50 lat nie bedzie juz taki ładny a raczej nie zmądzreje. Don't worry! <3. Łoaaaaaaj! Jał, ał, ał, ał, ał. Aj, aj. Wooo-ooj!Z biegiem czasu życie przestaje być proste, Nie jest tak łatwo jak mogło by się wydawać, oj do hajsu, a jak nie ma ciągnąć skoro go nie maNie możemy przecież ciągle udawać, że jest ma zapasu sił, chęci, zaczynamy się na tych samych falach nadawać. (nadawać..)Wydaje się nam, że wiemy co się święci, A to sprawia, że ręce zaczynają nam opadać. (opadać..)Dla jednych życie na ziemi to piekło,Dla drugich to wymarzony Eden. (Eden..)Mimo, że do celu jeszcze daleko szczęśliwy jestem, Że jak na razie dotąd uciekają jak piasek przez palce, Cieszę się, że mogę powiedzieć "kocham cię" tacie i mam pięść dla tych, co w ciągłej walce,Dla tych, którzy odeszli w górze dwa nie łam się będzie dobrze, wiem łatwo powiedzieć, Ale lepiej mieć nadzieję, niż siedzieć i nic nie nie wiedzieć, a najlepiej zniknąć, Mam klucz dla ciebie, chodź naprawimy wszystkooooo. Chodź naprawimy wszystkooooo-oooo. tooo, Naprawimy tooo, Naprawimy tooo,Tak, byśmy mogli znowu tooo, Tak, byśmy mogli zacząć od jak jest źle, a to że mamy w sobie nadzieję i myśli te Przeżyjemy bo,Weźmiemy w ręce życie, zaczniemy budować od podstaw, A jak się [CENZURA] coś, naprawimy jak jest źle, a to że mamy w sobie nadzieje i myśli te Przeżyjemy bo, Weźmiemy w ręce życie, zaczniemy budować od podstaw, A jak się [CENZURA] coś naprawimy ma mocy która by nam tu mogła nadzieję odebrać, To nie znaczy wcale, man, że nie możemy czasem przegraćBy potem wygrać po upadku wstać żyć się tym co masz, chłopaku, pieprzyć zawsze wspaniale jeeeest w życiu, a w naszym państwie całe zamieszanie to test, jak mamy tu przeżyć to przeżyjmy tu zdecydowanie więcej zdziałamy, Gdzie gradem bzdur zasypują nam głowy, bo każdy chce Żyć jak król zapominając o społeczeństwie, "Idź pan w [CENZURA]" nie mówiąc już o człowieczeństwie Żyjemy w kraju gdzie naprawić coś jest ciężko, Ale damy radę pomału, koleżko uwierz w toWpadłeś w sidła, bo ktoś narobił bydła, tak bywa, Czas na to byś to Ty złapał za skrzydłaNieważne jak jest źle, a to że mamy w sobie nadzieje i myśli te,Przeżyjemy bo, Weźmiemy w ręce życie, zaczniemy budować od podstaw, A jak się [CENZURA] coś naprawimy jak jest źle, a to że mamy w sobie nadzieje i myśli te, Przeżyjemy bo, Weźmiemy w ręce życie, zaczniemy budować od podstaw, A jak się coś zepsuje...Emilia: Mam wiarę, że wszystko mogę sprawię, że połączy to, co nas czego chcemy łatwiej osiągnąć wspólnie, Ale musisz jeszcze raz zaufać, wiem że to trudne!Mamy to, czego innym brakuje(miłość, pokój, wzajemny szacunek!) Nadmiar emocji by wszystko uprościć bo, Moje serce jest pełne miłościKiedy stwierdzisz, że nie warto próbować, że Zbitych fragmentów lustra nie umiesz dopasować, Przyjdzie pora, powiem "chodź tu" Spojrzę Ci w oczy i zaczniemy od jak jest źleeeee,Ja nie odejdę stąd (ja nie odejdę stąd), Wezmę Cię za rękę i razem naprawimy to..Grubson:Nieważne jak jest źle, a to że mamy w sobie nadzieje i myśli te,Przeżyjemy bo,Weźmiemy w ręce życie, zaczniemy budować od podstaw, A jak się [CENZURA] coś naprawimy jak jest źle a to że mamy w sobie nadzieje i myśli te,Przeżyjemy bo, Weźmiemy w ręce życie, zaczniemy budować od podstaw, a jak się coś zepsuje.. Uważasz, że ktoś się myli? lub
Tłumaczenia w kontekście hasła "legło" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: legło w gruzach Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate Miłość – temat wałkowany tutaj pewnie już po raz wtóry. Wiem, że już tym rzygacie. Gdybym miał opowiedzieć swoją historię musiałbym spędzić całą noc na pisaniu, a poza tym nie mam pewności, że ktoś chciałby to czytać, chociaż kumple mi mówią, że love story jest niebanalna. Gdyby ktoś jednak miał ochotę przeczytać preludium do poniższego, proszę o zasygnalizowanie tego w komentarzu. Na razie skupię się na teraźniejszości i na tym jak funkcjonuję, bo trudno to nazwać życiem, po tym kiedy wszystko zostało już powiedziane, a ja mogłem wracać do domu ze złamanym sercem. Od 20 lat moje życie niczym nie wyróżniało się spośród setek innych. Żyłem z dnia na dzień. Czułem, że czegoś brakuje. Moja rodzina nie jest bogata, ale zawsze wszystko miałem pod dostatkiem, jednak zawsze wiedziałem, że jedynym sensem życia jest miłość, a nie stan posiadania. Naprawdę dobry okres to było liceum, stanowiliśmy zgraną paczkę, ale każdy z kumpli poszedł w inną stronę. Zaczęły się pierdolone studia, nikt nie ma czasu się spotkać. 20 lat czekałem na dziewczynę mojego życia. Wcześniej było kilka potencjalnych partnerek, którym się podobałem, jednak nie dopuszczałem ich do siebie, bo wiedziałem, że prędzej czy później je rzucę i skrzywdzę. Były też dziewczyny, które mi się podobały, ale to była najwyższa liga i ja nie miałem u nich szans, mimo że jestem ponoć przystojny. Potrafiłem zakochać się nawet w napotkanej na ulicy uroczej dziewczynie, ale mniejsza o to, to były przejściowe zauroczenia i czar pryskał przy kolejnej ujrzanej kobiecie. 20 lat funkcjonowałem sam, czekałem na prawdziwą miłość. Uderzając, zbiła mnie z nóg. Nie będę w tej części opisywał w jaki sposób ją poznałem, co między nami zaszło i jaka była jej reakcja – jak wspominałem, to jest długa historia. W dużym uproszczeniu moja miłość okazała się nieodwzajemnioną (przyjmijmy taką wersję, choć nie jest do końca zgodne z prawdą). Teraz czuję się w chuj źle, permamentnie niewyspany, nie mogę się na niczym skupić, nic mnie nie cieszy. Jedyną radość czerpię z perspektywy kupna samochodu. No właśnie, jak ta pieprzona miłość zmienia ludzi. Do tej pory nie zależało mi na własnym aucie. Myślałem po co, żeby samemu tym jeździć? Poza tym wszyscy kumple mieli na to ciśnienie, chociaż potrzebowali go tylko dla szpanu, a ja zawsze byłem na przekór większości. Sytuacja diametralnie się zmieniła. Szukam samochodu, mało tego samochodu, którą powalę ją na kolana, jakaś kolekcjonerska, piękna gablota Wiem, stałem się tacy jak oni, upodobniłem się do moich materialistycznych koleżków. Nie mogę słuchać miłosnych utworów, bo przed oczyma stają mi obrazy z naszego spotkania. Żadne słodkie pierdu-pierdu, bo momentalnie się rozczulam. Musi być ostre napierdalanie i śpiew bez krzty emocji w głosie. Widząc pary, całujące się, trzymające się za rękę, przytulające się, szlag mnie trafia. Zazdroszczę im szczęścia, nienawidzę ich, chociaż wiem, że to niewłaściwe. To miłosne niepowodzenie, wykorzeniło ze mnie resztki człowieczeństwa. Nawet jej nienawidzę. Kocham ją nadal, ale jednocześnie nienawidzę. Ciągle targają mną sprzeczne uczucia, głowę mam zaprzątniętą tylko miłością, to się już odbija na mojej pracy i studiach. Próbuję się od niej uwolnić, ale to nie jest wcale proste, mamy kontakt przez jej przyjaciół. Myślałem, że uda się urwać kontakt, ale ona do mnie pisze. Sądzę, że chce pozostać ze mną w przyjacielskich relacjach, a nie ma dla mnie większego upokorzenia w zaistniałej sytuacji. Nie mam już siły. Wiem, że nie przestanę o niej myśleć. Mimo że zorganizowałem sobie tak czas, że nie mam chwili czasu na odpoczynek, to nadal siedzi gdzieś w zakamarkach umysłu. Nazwa tematu może aż nad wyrost. Zachowałem się pragmatycznie pragnąc przyciągnąć większą liczbę ludzi i chcąc Was przestrzec. Miłość to także destrukcyjne uczucie. Mam wrażenie, że w tych czasach okazywanie miłości jest przeżytkiem, angażowanie wszystkich swoich sił w walkę o względy drugiej osoby często stratą czasu. Okazywanie pogardy jest chyba bardziej w modzie. Można iść pod prąd jak ja, ale trzeba być piekielnie wytrwałym. Będąc „skurwysynem” zamiast romantycznym chłopcem myślę, że ugrałbym więcej. Kocham tylko ją i mam świadomość, że nie pokocham żadnej innej. Ta myśl będzie odbijać się tubalnym echem w mojej głowie, aż po kres mych dni.
Dwa lata temu ich życie legło w gruzach. Stracili ukochaną córkę, siostrę, wnuczkę. Najbliżsi Pauliny D. (28 l.), pięknej łodzianki okrutnie zamordowanej przez Gruzina, Mamukę K. (41 l.) wciąż czekają na sprawiedliwość. Dziś w rocznicę tej tragedii jej grób udekorowali morzem białych kwiatów.
Moje spotkanie z mykologią zaczęło się w totalnie nieoczywistym momencie. Byłem po poważnej operacji, nie mogłem chodzić i przez kilka pierwszych miesięcy trzeba było się mną opiekować. Życie legło w gruzach. Trzeba było zaczynać wszystko od nowa. W końcu wstałem z łóżka i przynajmniej fizycznie byłem w stanie pójść dalej i ustanowić swój nowy świat. Jednak sprawność fizyczna jest jedynie podstawą do tego by coś zrobić. Za wszystkim musi stać jeszcze chęć do działania, odrobina pewności siebie i pozytywnego podejścia do życia. Ja czułem jedynie mrok. Od zawsze mam niechęć do leków antydepresyjnych. Wiedziałem że gdzieś tam musi być inne rozwiązanie. Zacząłem szukać alternatywnych, naturalnych metod, żeby pomóc sobie stanąć na nogi z mindsetem, który towarzyszył mi przez wcześniejsze lata. A może lepszym? Nie, wcale tak nie myślałem. Poszukiwania naturalnych leków zaprowadziły mnie do świata grzybów. Eksperymentowałem z różnymi ekstraktami z soplówki jeżowatej i kordycepsu. Wtedy odpaliłem pierwsze pokłady energii. Ciągle pojawiały się nowe pomysły, chęci do działania. Moja terapia ruszyła do przodu. Jednak z czasem jej postępowania zrozumiałem że źródła mojego niepowodzenia są dużo głębiej. Szklana szyba, którą ciągle w życiu spotykałem występowała przez całe moje życie. Po prostu nie byłem w stanie wspiąć się powyżej pewnego poziomu. Moją metą był zawsze moment, tuż przed chwilą satysfakcji zwanej sukcesem. Mam naturę człowieka, który uwielbia drążyć. Różne fascynacje pochłaniają mnie bez reszty. Gdy poczułem że grzyby są tym właściwym nurtem poszedłem dalej. Przecież jeszcze tyle było do zrobienia. Tyle do wygrzebania. Wtedy natknąłem się na postać Paula Stametsa i mnóstwo fascynujących faktów na temat grzybów. Kolonizacja mojej osoby rozpoczęła się na dobre. Powoli nasze mieszkanie zmieniało się w skład ze słoikami z grzybnią. Musiałem mieć ich bardzo dużo, bo kompletnie nic mi nie wychodziło. Z czasem odnotowałem pierwsze sukcesy. Moja terapia już nie szła do przodu, ona galopowała. A reszta jest historią.
Gdyby nie One Direction moje życie legło by w gruzach : ) June 20, 2013 · -True Directioner nie musi znac wszystkich tekstów piosenek-Kto tak powiedział ?
--> Archiwum Forum [1] Lewy Krawiec(łoś) [ Kąsul ] Moje życie legło w gruzach, straciłem sens życia:( Nie wiem co począć, od jakiegoś już czasu chodzę zdołowany. Dni są szare, słońce dla mnie już nie świeci, na mojej playliście same smutne kawałki... Chodzi o dziewczynę. Kochałem ją, już od pierwszego wejrzenia wiedziałem, że to ta jedyna. Tak to dziwnie brzmi w ustach kogoś, kto ma tyle lat co ja. Ale moje serce nie zważa na takie szczegóły jak wiek. Po prostu spotkałem ideał. Ale widać życie nie jest takie piękne, los bywa złośliwy, a to co widzimy na komediach romantycznych to bujda. Niestety...ale nadal nie rozumiem, czego we mnie brak, czemu wybrała innego. Aż taki jestem głupi i szpetny?(nie odpowiadajcie na to pytanie...) Aż tak nie umiem się zachować? Całe życie poświęciłem jej, wszystko co robiłem, dedykowałem jej. Ehh ciągle nie mogę się z tym pogodzić. Czemu jej zawrócił w głowie ktoś inny?:( Błagam powiedzcie, że to się nie dzieje naprawdę...powiedzcie że Bożenka z "Klanu" nie ma chłopaka:( BBC BB [ massive attack ] Ile masz lat? Ethan [ Konsul ] Ile masz lat??? ile lat ma ona??? [4] Kompo [ by AI ] Ja 17, ona boja Ci wiem z 13... ale ona jest dużo dojrzalsza na swój wiek, pali fajki i jointy . Kurde wszystko na nic...a tak chciałem, żeby była moja. Maciek byłby moim szwagrem i w ogóle byłoby wszystko pięknie... [14] Ethan [ Konsul ] Lewy Krawiec(łoś)-----> Masz problem. Za to jest jeszcze prokurator... [15] kowalskam [ Senator ] lecz się [16] kasztaneczuszek [ Kasztanowy RozbUjnik ] Lewy Krawiec(łoś) ---> ROTFL :D:D Bożenka jeszcze do Ciebie wróci :) Rysiu o to zadba :P [17] Barthez x [ Generaďż˝ ] A byłbyś gotów na przygarnięcie Maćka??? :P Mistrz Giętej Riposty [ Zrób koledze naleśnika ] Lewy Krawiec - to zagadaj z nią na przerwie, i wyznaj jej co czujesz! [19] ...:::ja:::... [ Niewidzialna ] Serio ją kochasz? [20] Punks Not Dead [ change my nick ] coś czuję, ze prowokacja Ethan [ Konsul ] Lewy---> narazie pozostaje Ci tylko Ręczysława Grabowska... [22] Orlando [ Reservoir Dog ] Ethan, padłem! Lewy uważaj, bo pójdziesz do sądu! [23] kamyk_samuraj [ Generaďż˝ ] Hmm Prszerzuć się na "M jak miłość" ? Albo "Na Wspólnej" ? [24] matisf [ X ] :O ...:::ja:::... [ Niewidzialna ] Ethan --> a kto to taki? :D LOL Lewy Krawiec(łoś) [ Kąsul ] ja-->tak mocno, jak tylko się da Punks Not Dead--> jak śmiesz;( Ethan-->to w Polsce poligamia jest zabroniona? Barthez x--> taki szwagier to szpan, zawsze mozna na browara wyskoczyć... SebNET [ Nigga 4 Life ] Orlando - Leze i kwicze ;) [28] Aceofbase [ El Mariachi ] a myjesz regularnie, z nalezytym namaszczeniem, raczki? Bo jezeli nie, to musze Ci wyznac, ze nie masz u niej zadnych szans. Ona z dobrego domu jest, tam wszyscy o higiene dloni dbaja bardzo dokladnie. [29] TyTuSPL [ United! Man United! ] powiedz jej to że ją kochasz :D [30] Ethan [ Konsul ] ...:::ja:::...----> kto to taki??? Twoja prawica, ewentualnie lewica jeżeli jesteś południowcem... [31] Lord Deemon [ Ogame Player ] padłem przy tym wątku :) pogadaj z Mackiem to moze pogada z Bozenka i wszystko bedzie dobrze :) [32] Stranger [Gry-OnLine] [ Reno 911 ] Lewy Krawiec(łoś) --> Daj zdjecie!! [33] mineral [ Paragon ] Stranger--> a Ty co, "gentleman" ze zdjęcia Orlanda? Katsper [ Pretorianin ] Hehe dobre zaczynalem sie wkrecac, troche szkoda, myslalem ze bedzie mozna posmiac sie z kolejnego nieudacznika a zarazem dajac mu radę "napisz o tym piosenke" :P [35] mrEdDi [ Furious Angel ] padłem .... ^^ [36] Mogur [ Joga Burito ] "ona boja Ci wiem z 13... ale ona jest dużo dojrzalsza na swój wiek, pali fajki i jointy " HAHAHHA ;D:D [37] Shifty007 [ The Screaming Eagles ] Zawsze zostaje Ci siostrzyczka Bożenki lub Maciuś... ^^ mozdzek14 [ Marszałek ] Bożenka z Klanu ma nie tylko męża, drogi Rogaczu - zna też Maciusia - - a Maciuś zawrócił jej w głowie tym, że pije piwo - może Ty nie pijesz ... Może zawrócił jej w głowie tym jego "Co sie stało, Co się stało, co sie, co sie ... " Może ona woli hip-hop, a ty Rock - - dużo jest powodów :) [39] siwCa [ bananowy kochanek ] LOL "ale ona jest dużo dojrzalsza na swój wiek, pali fajki i jointy ." Blink! [ Konsul ] Nie jesteś taki elo jak ci kolesiem pod blokiem :< _ramadan_ [ Konsul ] Tego kwiatu to pół światu :P spoiler startkurcze, ale lolka zapalić z właśna dziewczyną hmm hmm :)spoiler stop J_A_C_K [ Konsul ] Zerrznij jom! [43] Arcy Hp [ Legend ] No tak gdyby Maciek byłby Twoim szwagrem , to miałbyś kogo ratować Śrubokrętem. A co do chłopaka, póki się z nie całowała z tym Elo Ziomem , masz jeszcze OGROMNE SZANSE!!! Paudyn [ Kwisatz Haderach ] Przejdzie Ci ;) © 2000-2022 GRY-OnLine Mateusz Damięcki płakał, że jego życie legło w gruzach. est 2022-04-21 12:41. Czy ten artykuł był ciekawy? że moje życie i moja kariera właśnie runęły w gruzach - wspominał
Witam. Zdecydowałam się na ten list, ponieważ muszę w końcu komuś się wyżalić. Zbierałam się do tego już od roku, ale "w 4 oczy" porozmawiać z kimś nie mam odwagi, poza tym nie mam takiej osoby, której mogłabym się zwierzyć. Wiem, nudny i oklepany temat, ale ja naprawdę muszę. To może zacznę od początku, od momentu kiedy moje życie zaczęło runąć. Kiedy miałam 11 moja mama nagle zmarła, co się okazało od dawna chorowała, ale nikomu się nie przyznała. Moje życie legło w gruzach - list czytelniczki Mój tato całkowicie się załamał, ratował się na początku alkoholem, jednak kiedy to nie okazało się skuteczne na 7 długich lat uciekł za granicę, zostawiając mnie i mojego (wtedy) 4 letniego brata samych pod opieką cioci. Mijały dni, tygodnie, lata aż w końcu postanowiliśmy z bratem sprowadzić ojca do nas lub namówić go żeby zabrał nas do siebie. Wrócił, jednak bardzo szybko tego żałowałam, ponieważ nie dość, że wciąż nadużywał alkoholu to próbował wykorzystywać mnie seksualnie, a mojego braciszka stale bił - wszystko zdawało się idealnym powodem, aby dostać porządne lanie (nawet zbyt głośne oddychanie czy też mruganie). Zobacz więcej: Gdy nie masz sił oddychać. Depresja - choroba duszy czy ciała? W liceum poznałam fantastycznego chłopaka (a przynajmniej tak mi się zdawało), był miły, troskliwy, opiekuńczy i bardzo związany ze swoją rodziną. Byłam w Nim tak ślepo zakochana, że nie zauważałam (lub nie chciałam zauważyć) jakim jest naprawdę, a wielu ludzi ostrzegało mnie przed nim, mój ojciec. Po 4 latach sielanki wdarła się do Naszego związku rutyna, oddalaliśmy się coraz bardziej od siebie, stawaliśmy się sobie obcy, każde z nas mało osobne życie. Nie było NAS był On i ja. Jednak rok później nasze życie (a na pewno moje) stanęło do góry nogami - ciąża. Pierwszy nasz dylemat - co dalej? On chciał aborcji, ja nie dopuszczałam tej myśli do siebie. Widziałam tylko dwa rozwiązania: urodzę i wychowamy maleństwo razem, jakoś sobie poradzimy, urodzę i sama wychowam maleństwo. Na szczęście postanowił zostać z nami (choć teraz przeklinam ten dzień), całe długie 9 miesięcy jego rodzina użalała nad Nim, że on niegotowy, nie da rady, a moja wizja "szczęśliwej rodziny" coraz bardziej oddalała się. Zobacz więcej: Czy nasze dzieci są po prostu... wredne? Dzień po dacie planowanego porodu trafiłam do szpitala ponieważ nie czułam ruchów dziecka. Spędziłam tam kolejne 2 tygodnie, a mój już wtedy narzeczony, wykorzystywał czas gdy mnie nie było - imprezując na całego ze znajomymi nie przejmując się w najmniejszym stopniu tym co się ze mną dzieje. Przez mój cały pobyt w szpitalu odwiedził mnie 5 razy i za każdym razem gorzko płakałam. W końcu po 3 próbach wywołania porodu - ruszyło! fot. Moje szczęście nie miało granic jak miałam już regularne, mocne skurcze, dzięki KTG słyszałam serduszko maleństwa i nic się dla mnie już nie liczyło, tylko to abym w końcu mogła przytulić mój malusieńki skarb. Jednak po 13 godzinach pomimo skurczy (już bez kroplówki od dłuższego czasu) brak rozwarcia, tylko 3 cm. Koszmar powrócił, zaczęłam się denerwować, załamywać, poddawać. Lekarze postanowili zakończyć to cesarskim cięciem. Zgodziłam się od razu, zgodziłabym się na wszystko, żebym tylko w końcu miała maluszka ze sobą - przy sobie. Tak więc o godzinie 19:45 poprzez cc przyszła na świat moja śliczna córeczka. 4 dni później wróciliśmy do domu i było dobrze, za dobrze. On stwarzał pozory przeszczęśliwego, zakochanego po uszy ojca i narzeczonego. Dbał o Nas, kochał. Miałam wszystko czego tak bardzo od dawna pragnęłam, upragnioną szczęśliwą rodzinę, wzięliśmy ślub kościelny, tego samego dnia też ochrzciliśmy córeczkę. Lecz moje szczęście nie może zbyt długo trwać. Kiedy córka miała coś ok. 6 miesięcy mój ukochany mąż stracił pracę (nie ma jej do dziś a minęło już półtora roku) i zostało nam tylko mój zasiłek macierzyński. Musieliśmy zamieszkać z jego rodzicami. To był kolejny błąd. Teściu nawet mnie wspierał, pomagał mi, opiekował się wnusią abym mogła zjeść śniadanie lub posprzątać mieszkanie, ale teściowa była koszmarna, wręcz nie do zniesienia. Zawsze byłam nieidealna, nieperfekcyjna i wszystko co najgorsze Córka tylko zakwiliła a ona już stała za moimi plecami jak jakiś kat i stale pytała co ja robię temu dziecku, że płacze. Wszystko co bym nie zrobiła było złe, wręcz karygodne, a ja tak bardzo chciałam jej pokazać że potrafię dobrze się zająć dzieckiem, że mogę być że umiem być dobrą mamą. Na próżno. Jej zdaniem kompletnie nie nadawałam się na gospodynię, żonę a tym bardziej matkę! Pewnego dnia nie wytrzymałam i wyraziłam swoje zdanie na głos (długo nie mogłam uwierzyć że to zrobiłam) i się zaczęło "pranie brudów" na forum publicznym. Efekt był taki że spakowałam siebie i córkę i wyniosłam się do ojca. Ku mojemu zdziwieniu mąż poszedł za nami. Brat odstąpił swój pokój dla naszej trójki a sam zamieszkał z ojcem w tym samym pokoju. I znów było dobrze, czułam że pomimo wszystkiego jestem w odpowiednim miejscu, czułam się bezpiecznie. Zaczęłam dochodzić do siebie, po ok. 2 miesiacach od przeprowadzki znów się zaczęło. Serio? Czy to jakiś żart? Niestety to była rzeczywistość szara i okrutna. Mąż zaczął się wymykać z domu na całe dnie, niejednokrotnie nie wracał na noc, a jak już był w domu to tylko ciałem bo duchem był daleko od nas. Zaczął coraz częściej kłamać, oskarżać mnie o dziwne rzeczy, zaczął ukrywać telefon i oprócz tego cały czas "wisiał na telefonie", kłótnie zaczęły się coraz częściej, aż doszło do tego że dzień bez kłótni dniem straconym. Na początku kłóciliśmy się o pieniądze, których coraz bardziej nam brakowało, później było tylko gorzej. fot. Aż mój mąż, mój ukochany dla którego odcięłam się od świata, poświęciłam mu wszystko, oskarżył mnie o głodzenie dziecka i przemoc wobec niej. Wtedy coś we mnie pękło. Ne, to nie było coś, TO BYŁ CAŁY MÓJ ŚWIAT! Coś we mnie umarło, załamałam się i każdego dnia pogrążałam się w tym coraz bardziej. Czułam odrazę do męża, do seksu musiałam się zmuszać a nawet traktowałam to jak mój cholerny małżeński obowiązek. Każdego dnia mąż sprawia że coraz bardziej go nienawidzę, ba! Siebie również i to bardziej niż jego. Stanęłam w czarnym punkcie, spadłam na samo dno. Nienawidzę siebie pod każdym aspektem (wyglądu, bycia taką nieidealną, nieperfekcyjną, żoną, najgorszą matką na świecie, bycia aspołeczną). Czuję się niepotrzebna córeczce, mężowi oraz wszystkim którzy są wokół mnie. Mam wrażenie że im tylko zawadzam, jestem zbędnym balastem którego trzeba się pozbyć. I dobija mnie to, że mój "mały wielki skarb", największa miłość na świecie do cioci (siostry męża) mówi częściej MAMO niż do mnie, że na jej widok aż piszczy z radości i nie odstępuje jej wtedy na krok. W takich sytuacjach moje serce rozpada się na drobniusieńkie kawałeczki. Zobacz więcej: Dlaczego związek wystarczająco dobry jest lepszy od idealnego? Dlaczego go nie zostawię i nie zawalczę o swoje i dziecka szczęście? Ze strachu. Boję się że odbierze mi dziecko, moją córeczkę. Nie przeżyłabym tego. Boję się że zostanę sama, sama zdana na siebie, tak samo jak wtedy, gdy zmarła moja mama. Wiem, śmieszny paradoks, boję się zostać sama, pomimo że i tak jestem sama. Nic nie czuję, żadnych uczuć, coraz częściej przeklinam dzień w którym dowiedziałam się o ciąży, w którym poznałam mojego męża i powierzyłam mu swoje zaufanie, miłość. Nie chce mi się wstawać do dziecka, zajmować się nią - przecież ona bardziej kocha ciocię skoro mówi do niej mamo. Nie chce mi się jeść, żyć i dłużej udawać że jest dobrze, że daję radę, że jestem szczęśliwa. Moje życie to zbiór porażek, jedna goni następną, a największą jestem ja sama. Nie wiem gdzie popełniłam błąd, czy to przez to że moja mentorka, najwspanialsza mama jaką mogłabym sobie wymarzyć, moja mamusia odeszła kiedy wchodziłam w wiek dojrzewania i nie mogła pomóc mi pójść inną ścieżką, lepszą? Pomimo, że już jej nie ma ze mną 15 lat, to wciąż kocham ją najmocniej na świecie i z roku na rok brakuje mi jej coraz bardziej, a szczególnie teraz kiedy przydało by mi się jej dobre słowo, rada, pomoc, obecność, teraz kiedy moje życie legło w gruzach, stało się potężną porażką, drwiną losu, nic nie znaczy...
Pomimo porażek, które w sukces obróciłem. Jestem tym, kim jestem, zawsze będę tym, kim byłem. Miałem moc, charakter. Miałem cel, daję radę. Choć o włos moje życie przegrałem. Pcham je dalej. Dziś wiem, nawet każdy. mały krok, mały krok. Niesie sercu nadzieję. fot. Adobe Stock Moja przyjaciółka Kasia jest szalenie żywiołowa. Zawsze mówi bardzo szybko, a zwłaszcza wtedy, gdy jest zdenerwowana. Kiedy więc z potoku słów, które wyrzuciła z siebie przez telefon, wyłowiłam tylko „pies”, „wyjazd” i „proszę”, od razu wiedziałam, że jej na czymś bardzo zależy. – Kasiu, ja się z góry na wszystko zgadzam – odparłam z humorem. – Ale czy mogłabyś powtórzyć to wolniej? Szybko pożałowałam, że zgodziłam się w ciemno. Okazało się bowiem, że Kasia i jej mąż wyjeżdżają na kilka dni, żeby odwiedzić rodzinne groby podczas Wszystkich Świętych i nie mają z kim zostawić psa. – Nie możemy zabrać Barego ze sobą, bo on źle znosi długie podróże samochodem. A poza tym moi teściowie mają dwa koty. Dodam, że to bardzo złośliwe koty. Oszaleć można, jak zaczynają w duecie dokuczać Baremu, rozumiesz... Rozumiałam, ale na samą myśl o tym, że miałabym zająć się przez kilka dni psem, poczułam niepokój. Wprawdzie lubię Barego, ale przecież zupełnie nie znam się na psach – nie mam zielonego pojęcia, jak się nim opiekować. Kiedy karmić, dawać wodę i ile razy trzeba z nim wychodzić na spacer? A jak mi ucieknie? – Ewciu, to nie jest wcale takie trudne. Jestem pewna, że sobie poradzisz. W tobie cała nadzieja, ty jedna spośród naszych znajomych nie jedziesz na groby – wypaliła Kasia, a ja poczułam, że moje ciało drętwieje i oblewa mnie pot. Moja przyjaciółka musiała wyczuć, że popełniła gafę, bo szybko się zreflektowała. – Ewciu, strasznie cię przepraszam, źle się wyraziłam. Bydle ze mnie ostatnie, nie powinnam... – zaczęła się tłumaczyć. – Nic się nie stało – przerwałam jej. – Masz rację, nie jadę. Oczywiście, zaopiekuję się Barym, nie ma sprawy. – Jesteś kochana. A ja... pomodlę się za Einara... – Kaśka odetchnęła z ulgą. Także dlatego, że nie dałam jej poznać, iż jej słowa dotknęły mnie do żywego. Na łzy pozwoliłam sobie dopiero wtedy, gdy odłożyłam słuchawkę. Popłynęły ciepłym strumieniem po policzkach, a ja nawet się zdziwiłam, że nadal jest ich aż tyle. Myślałam, że już dawno wszystkie wylałam nad swoją utraconą miłością... Dlaczego akurat nas to spotkało, przecież tak bardzo się kochaliśmy? Kiedy cztery lata temu wyjeżdżałam do Norwegii, gdzie dostałam pracę jako pielęgniarka, nie sądziłam, że się tam zakocham. Wydawało mi się, że wysocy Norwegowie o oczach chłodnych, jak klimat ich kraju, w ogóle nie są w moim typie. Ale Einar ujął mnie już pierwszego dnia swoim ciepłem i sympatią. Kiedy okazało się, że będziemy razem pracowali, od razu wtajemniczył mnie we wszystkie sprawy na oddziale. Byłam oszołomiona, jak miło się do mnie odnosi, był przecież lekarzem, a ja tylko pielęgniarką. W Polsce takie spoufalanie się z personelem niższego stopnia byłoby nie do pomyślenia, a tam okazało się normalne. Pielęgniarka w Norwegii stoi zresztą wysoko w szpitalnej hierarchii. O wiele wyżej niż w naszym kraju. Po trzech miesiącach byliśmy z Einarem parą, szybko też zamieszkaliśmy razem. On nie chciał czekać, a i ja uznałam, że nie ma na co. Oczywiście, mój roczny kontrakt został przedłużony. Wyglądało na to, że zostanę w Norwegii na zawsze, tym bardziej że mój ukochany poprosił mnie o rękę. Pobraliśmy się w Polsce, bo moja rodzina jest liczna i trudno byłoby przetransportować wszystkich do Norwegii. Ze strony Einara mieli być rodzice i jego siostra, ale w końcu przyjechała tylko ona, bo rodzice wymówili się brakiem czasu. Byłam w szoku, że nie uważają za stosowne wziąć udziału w tak ważnym wydarzeniu w życiu swojego dziecka. Wiedziałam wprawdzie, że Einar nie jest z nimi bardzo związany, a także, że nie do końca mnie akceptują jako cudzoziemkę, ale mimo wszystko ślub to ślub. Einar był bardzo zaskoczony serdecznością panującą w mojej rodzinie i zaczął coś nawet przebąkiwać o tym, że może w przyszłości powinniśmy zamieszkać w Polsce, chociażby ze względu na dzieci, których już nie mogliśmy się doczekać. Niestety wszystkie nasze plany legły w gruzach pewnego słonecznego dnia, gdy auto mojego męża wpadło w poślizg i uderzyło w drzewo. Einar zmarł w szpitalu i zanim pozbierałam się po tym szoku, już był pochowany w rodzinnym grobie w Oslo. Nikt nie zapytał mnie w tej sprawie o zdanie. Nie mówiąc już o okazaniu wsparcia. Szczęście, że chociaż zawiadomiono mnie o pogrzebie. Zresztą nad grobem Einara widziałam jego rodzinę po raz ostatni. Wyczułam, że nie zamierzają utrzymywać już ze mną żadnych kontaktów. I nie pomyliłam się. Zupełnie, jakbym przestała istnieć. Po kilku trudnych miesiącach, bo wszystko w szpitalu i w domu przypominało mi zmarłego męża, postanowiłam skrócić swój kontrakt i wrócić do Polski. Moi szefowie odnieśli się do tego ze zrozumieniem. Sądziłam, że w kraju będzie mi lżej żyć, ale wcale tak nie było. Wspomnienia dręczyły mnie tak samo jak w Norwegii. Ciągle też powracało do mnie pytanie: "Dlaczego akurat nam się to wszystko przytrafiło? Przecież tak bardzo się kochaliśmy!". Bardzo tęskniłam za mężem. A mój ból potęgowało to, że nie mogłam pójść na jego grób, zapalić znicza, posiedzieć tam, pobyć blisko, choć w ten sposób. Było mi z tym źle. Szczególnie dotkliwie odczuwałam w Święto Zmarłych tę odległość, która nas dzieliła. Nie zawsze było mnie stać na to, aby pojechać odwiedzić grób Einara. W tym roku się nie wybierałam... „Pójdę na cmentarz tutaj i zapalę światełko na jakimś opuszczonym grobie” – pomyślałam, wiedząc, że raczej nie mam co liczyć na to, aby to samo zrobił ktoś na grobie mojego męża w Norwegii. Kiedyś wprawdzie Święto Zmarłych było tam, tak jak w Polsce, dniem zadumy i nostalgii, ale już dawno Norwegowie obchodzą je tak samo jak na Zachodzie, przebierając się z okazji Halloween. Pies skutecznie odwrócił moją uwagę od smutnych myśli Bałam się zostać sama z Barym, a tymczasem okazał się dla mnie podporą w te trudne dni. Zamiast zamknąć się w domu z butelką wina i pogrążyć w rozpaczy, musiałam głaskać Barego, bo domagał się pieszczot, mówić do niego, no i wyjść z nim dwa razy dziennie na spacer. Przeważnie chodziliśmy do parku, gdzie Bary hasał między drzewami lub ganiał za innymi psami, na co patrzyłam z rozbawieniem i przyjemnością. Tamtego wieczoru byliśmy jednak w parku sami, więc wzięłam patyk, żeby porzucać psu. Biegał za nim chętnie i pięknie aportował. W pewnym momencie Bary chciał wyrwać mi patyk z dłoni, wyciągnęłam więc rękę do góry, żeby mu na to nie pozwolić, pies podskoczył wysoko, klapnął zębami w powietrzu, po czym opadł na ziemię. Usłyszałam suchy trzask. Sądziłam, że Bary nastąpił na jakąś gałązkę, ale jego przejmujące wycie i skomlenie wyprowadziło mnie z błędu. Psu ewidentnie coś się stało. Zamiast stać normalnie na czterech łapach, jedną z nich miał podkuloną. Wszystko wydało się jasne – Bary, opadając na ziemię, poślizgnął się na mokrych liściach i złamał łapę.– Mój ty biedaku! – zrobiło mi się strasznie żal psa. Wiedziałam jednak, że mam problem, bo Bary, jak bokser, waży niemało, a ja należę raczej do drobnych kobiet. Pies skamlał i podskakiwał nieporadnie. Nie było mowy, aby gdziekolwiek doszedł w takim stanie. Jak miałam go więc zabrać z parku i gdzie szukać pomocy? Nie miałam pojęcia, gdzie w naszym mieście jest jakiś dyżur weterynaryjny. Z trudem wzięłam czworonoga na ręce i ruszyłam w kierunku parkowej bramy. Pomyślałam, że kiedy już wyjdę na ulicę, wezwę taksówkę. Może jakiś kierowca będzie miał ze sobą koc i nie przestraszy się, że pies mu zabrudzi siedzenia. Szłam krok za krokiem, rozmyślając, że w internecie na pewno znajdę adres dyżurującej lecznicy. Stąpałam ostrożnie, na przełaj po śliskiej trawie. Raz poślizgnęłam się i omal nie przewróciłam. "Nie dam rady!" – myślałam i poczułam, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. "No, chyba się tutaj nie zacznę mazać!" – próbowałam wziąć się w garść. I wtedy usłyszałam męski głos: – Pani mi da tego psa! – po czym silne ręce odebrały ode mnie Barego. Spojrzałam na swojego wybawcę – to był facet, którego widywałam przez ostatnie dni na spacerach w parku. Zwykle szedł jednak miarowym krokiem, nie rozglądając się na boki, a pies hasał wokół niego. Dziwny był, nie zbliżał się na krok do innych i nie pozwalał bawić się swojemu pupilowi z innymi psami. – Karo. Do mnie. – zawołał teraz nieznajomy, a pies karnie ustawił się przy jego nodze. Dalej poszliśmy już razem. – Ma pani samochód? – zapytał mężczyzna, gdy doszliśmy do bramy. – Nie. – Nie szkodzi – nie czekał na dalsze moje wyjaśnienia. – Ja mam. Poszłam za nim posłusznie do wysłużonego kombi. Ułożył Barego na tylnym siedzeniu, swojego psa wpuścił na tył do bagażnika, a potem otworzył przede mną drzwi pasażera. – Nie wiem, czy pani lecznica jest dzisiaj czynna... – zaczął. – Nie mam żadnej lecznicy, to pies przyjaciół – wyjaśniłam szybko. – W takim razie pojedziemy do mojego znajomego weterynarza, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu – odparł. Byłam mu bardzo wdzięczna. – Nie wiem, czy sama bym sobie poradziła – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Drobiazg. Trzeba sobie pomagać – uśmiechnął się, posyłając mi ciepłe spojrzenie. „Jest przystojny...” – przebiegło mi przez głowę. Ale zaraz się zreflektowałam: „O rany, przecież on ma na palcu obrączkę!”. Pan Andrzej zawiózł mnie do lecznicy, gdzie Baremu założono gips na złamaną łapę. Pies musiał jeszcze przez całą dobę zostać na obserwacji w niedużym weterynaryjnym szpitaliku. Moja przyjaciółka, z którą od razu porozumiałam się przez telefon, bardzo się przejęła i stwierdziła, że w takim razie oni wcześniej wrócą z mężem od rodziny. – Bary będzie z nami spokojniejszy. Strasznie ci dziękuję i przykro mi, że miałaś z nim taki problem – usłyszałam. – Żaden problem – zaprzeczyłam. Bo w gruncie rzeczy miło mi było mieszkać z psem, mieć się do kogo odezwać... Po raz pierwszy od śmierci Einara pomyślałam, że nie jest mi dobrze z moją samotnością. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to się mogło stać przez pana Andrzeja. Przecież widziałam wyraźnie, że miał obrączkę na palcu, a kiedy po wyjściu z lecznicy, odwiózł mnie do domu, po prostu pożegnał się ze mną i tyle. Starałam się więc o nim nie myśleć. Mijały tygodnie. Bary wydobrzał i znowu hasał radośnie. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że z jego nogą wszystko jest w porządku. – Młody pies, to i szybko się wylizał – podsumowała. A potem dodała: – Wiesz, dzwonił do mnie jakiś pan Andrzej, żeby zapytać o zdrowie Barego. Znasz go? Byłam tym tak zaskoczona, że myślałam, iż serce wyskoczy mi z piersi. – Ja? Hmmm – aż musiałam przełknąć ślinę. – To chyba ten facet, który mi pomógł zawieźć psa do kliniki. Ale skąd miał twój telefon? – Chyba od weterynarza. Poza tym odniosłam wrażenie, że chciał rozmawiać z tobą. Ach! – palnęłam się w głowę. Przecież ja weterynarzowi podałam numer do Kaśki, jako do właścicielki psa, a pewnie pan Andrzej myślał, że dyktuję swój. – W każdym razie mam jego numer, jakbyś chciała do niego zadzwonić – dopowiedziała Kaśka, jakby czytając w moich myślach. – Nie zamierzam... – odparłam krótko. W słuchawce zapadła cisza, po czym Kaśka zaczęła: – Ewuś, ja rozumiem, że kochałaś Einara, ale wydaje mi się, że powinnaś jednak kogoś poznać. – Tylko że akurat pan Andrzej jest żonaty. Miał obrączkę! – uświadomiłam ją. Okazało się, że oboje jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji Coś mnie jednak ciągnęło do tego człowieka. Pomyślałam sobie, że w gruncie rzeczy, co mi szkodzi z nim porozmawiać? Tym bardziej że przez ostatnie lata odwykłam od rozmów z mężczyznami, bo od nich stroniłam. Nie zamierzałam jednak do niego dzwonić. Pomyślałam, że po prostu pójdę na spacer do parku... Oczywiście w godzinach, w których wcześniej widywałam pana Andrzeja z psem. Sama przed sobą udawałam, że robię to na luzie, ale tak naprawdę mocno biło mi serce. Zauważył mnie natychmiast i chyba się na mój widok ucieszył. Uśmiechnął się bowiem i ruszył w moją stronę, a ze mnie od razu spłynął cały stres. Zapytał najpierw o psa, a potem rozmowa zeszła na inne tematy i jakoś tak sama się potoczyła. W końcu zaczęło robić się ciemno, wypadało się rozstać... I wtedy pan Andrzej zapytał, czy zgodziłabym się pójść z nim któregoś dnia na kawę. Spłonęłam mimowolnym rumieńcem i zaczęłam się jąkać, patrząc na jego dłoń. Obrączka z niej zniknęła, ale przecież pamiętałam dobrze, że tam była. „Dlaczego ją zdjął? Planował rozwód czy pozamałżeński podryw? Ale przecież nie mógł wiedzieć, że mnie spotka...”. Kiedy się tak zastanawiałam, on podchwycił mój wzrok i... uśmiechnął się jakoś tak smutno. – Zauważyła pani, że nie mam obrączki? Zdjąłem ją. Moja żona nie żyje już od dwóch lat. Długo nie mogłem się z tym pogodzić, ale... No, po prostu w końcu zdjąłem obrączkę – powiedział. – Ja także! – odparłam spontanicznie. – To znaczy, ja także jestem wdową! – wyrzucenie tego z siebie przyniosło mi jego oczach zauważyłam jakby zdziwienie, a potem... Sama nie wiem... Nadzieję? Poszłam z Andrzejem na kawę i tak jak myślałam, okazał się bardzo ciekawym i sympatycznym człowiekiem. Zaczęliśmy się spotykać... Oboje mamy nadzieję, że nasza znajomość będzie się rozwijać. Kochaliśmy bardzo swoich małżonków, ale naprawdę mamy już dosyć samotności. Myślę, że razem łatwiej nam będzie przejść przez życie. Więcej historii z życia wziętych:Z okazji 42 urodzin miała przebiec maraton, a trafiła do szpitala z podejrzeniem ciężkiej choroby„Byłam pogodzona z losem, a właściwie z tym, że już nic mnie nie czeka”. O samotności i depresji - niezwykła historia Krystyny„Zwolniłam ją za podrywanie mężów pacjentek i flirtowanie z lekarzami. Niestety za późno” Moje zycie legło w gruzach! Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1892) Szkoła - zapytaj eksperta (1892)
Moim zdaniem już nic mu nie udowodnisz, jest za późno! wiesz czemu? właśnie przez jego towarzystwo i to co uroiło się w jego głowie. Powiem tylko krótko, uciekaj! miałam przez 15 lat takiego męża, który mnie zabił psychicznie i fizycznie, a ja oddałabym dla niego życie, swoje i pewnie jeszcze syna. Uciekłam po 15 latach, nie dowierzam teraz, że dałam sobie wejść na głowę, zmarnować tyle lat, tak sobą pomiatać i tak sobą manipulować, bić się i maltretować psychicznie. Ten człowiek już jest chory z zazdrości, a na to jest tylko jeden lek, psycholog i terapia. Jeżeli nic z tym on nie zrobi, to nie masz szansy najmniejszej na zmianę tego sama, będzie z dnia na dzień coraz gorzej, a może skończyć się tragicznie. Wiem coś o tym, ja uciekłam w ostatniej chwili! Teraz się cieszę, że się ocknęłam, ocknęłam się w czas....Nadal się go boję i bolesne wspomnienia wracają, a jesteśmy 5 lat po rozwodzie. Nie czekaj tak długo, dziewczyny piszą zbyt "ciężkim językiem" ale mają rację ratuj się.

Gdy Tim spowodował śmiertelny wypadek, jego dotychczasowe życie legło w gruzach. Brak wyobraźni podczas jazdy samochodem doprowadził do katastrofy, w której śmierć poniosło siedem osób, w tym bliska jemu osoba. Tim, jako jedyny ocalały z kraksy, każdego dnia walczy z poczuciem winy.

Życie i dom pocztowca z Chodla legły w gruzach, kiedy w wyniku wybuchu gazu zawalił się dom, a pod gruzami zginęła żona i ojciec listonosza. Cudem przeżyła 15-letnia córka, a listonosz wyciągnięty spod gruzów jest w stanie ciężkim. Wybuch gazu pochłonął cały dobytek rodziny. Zniszczeniu uległ dom z całym wyposażeniem. To co z niego pozostało nie nadawało się do naprawy i zostało wyburzone na polecenie służb budowlanych. Rodzina straciła dom, ale również wszystko to co znajdowało się w jego wnętrzu: wyposażenie, sprzęt elektroniczny, ubrania. W obliczu tragedii Poczta Polska po tym, kiedy dowiedziała się o zdarzeniu uruchomiła pomoc dla rodziny listonosza. Wypłacona została zapomoga ze środków Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. – Powrót do normalnego życia będzie niezwykle trudny dla naszego kolegi, dlatego tak ważne jest nasze wsparcie, aby wiedział, że nie jest sam w obliczu nieszczęścia jakie go dotknęło. Już teraz wiemy, że może liczyć na pomoc wielu ludzi dobrej woli. Każdy może pomóc, liczy się każda złotówka, bo odbudować trzeba dom, ale także pomóc naszemu koledze w powrocie do zdrowia. Dziękuję za ofiarność wszystkim, którzy już dołączyli się do zbiórki pieniędzy. Fundacja „Pocztowy Dar” nie pozostawi pocztowca w potrzebie, to ważne, aby w tych trudnych czasach otworzyć swoje serca – podkreśla Justyna Siwek, rzecznik prasowy Poczty Polskiej. Fundacja „Pocztowy Dar” otworzyła specjalne subkonto – 36 1320 1104 3014 4239 2000 0005 – z którego pieniądze zostaną przeznaczone wyłącznie na pomoc dla poszkodowanego listonosza. Rodzina uruchomiła także zbiórkę na w serwisie Link do zbiórki znajdziecie tutaj.

Julia walczy o równowagę po tym, jak jej życie legło w gruzach. Zaczyna od początku, próbując uleczyć się po toksycznym związku. Cienie i lęki są na tyle żywe, że nie dają się łatwo rozproszyć. W jej nowej relacji pojawiają się pęknięcia i nurtujące pytanie, czy po złamanym sercu kolejna miłość jest właściwym

Dziewczyny dwa dni temu dostałam wezwanie od ginekologa ze mam stawic sie bezzwlocznie do poradi w sprawie wynikow cytologii….dowiedziałam ze mam podejzenie -raka szyjki macicy!Jestem załamana wyniki wyszły okropnie mój lekarz jest ochły i wredny a ja jestem załamana…dostałam skierowanie na badanie pod narkozą-KOLPOSKOPIE….mają pobierac mi wycinki szyjki do badania w celu dokladniego 100% sprawdzenia czy to jest nowotwor….. Czy któraś z Was przechodziła przez cos podobnego moze ktos miał to badanie?Bede wdzieczna za jakies rady i słowa bo ja jestem w kropce…w jednej chwili stanelo mi cale moje zycie przed oczami i nie wychowanie dzieci…. Nie chce mi sie juz nic… pozdrawiam Magda jak zyc dalej moje zycie legło w gruzach - Netkobiety.pl Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy
Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. my life is ruined my life fell apart my life is over Archer, moje życie legło w gruzach. Moje życie legło w gruzach. Po Twoim odejściu, moje życie legło w gruzach. Pamiętam dzień, w którym moje życie legło w gruzach. Moje życie legło w gruzach. Moje życie legło w gruzach. Kiedy Elliot mnie zostawiła, moje życie legło w gruzach. Całe moje życie legło w gruzach, a to wszystko jego wina. Kiedy Elliot mnie zostawiła, moje życie legło w gruzach. Tamtego ranka także moje życie legło w gruzach. Myślę, że cię nie obchodzi... co czuję lub czy moje życie legło w gruzach. Henry, moje życie legło w gruzach. Jak dowiedziałem się, że już nie będę mógł grać, moje życie legło w gruzach. A potem mnie wylali, moje życie legło w gruzach. Kiedy Elliot mnie zostawiła, moje życie legło w gruzach. Moje życie legło w gruzach, ale, się nie przejmuje ani trochę? Moje życie legło w gruzach i umieram z głodu! Tej nocy moje życie legło w gruzach. Moje życie legło w gruzach. Moje życie legło w gruzach. No results found for this meaning. Results: 29. Exact: 29. Elapsed time: 99 ms. Documents Corporate solutions Conjugation Synonyms Grammar Check Help & about Word index: 1-300, 301-600, 601-900Expression index: 1-400, 401-800, 801-1200Phrase index: 1-400, 401-800, 801-1200
Książka Teraz cię rozumiem, mamo! autorstwa Witkiewicz Magdalena, Krawczyk Agnieszka, Lingas-Łoniewska Agnieszka, Socha Natasza, Gołębiewska Ilona, Knedler Magdalena, Warda Małgorzata, Waszut Sabina, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 23,44 zł. Przeczytaj recenzję Teraz cię rozumiem, mamo!. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
Edipresse Moje życie nagle legło w gruzach, ale jestem szczęśliwa. Z tygodnia na tydzień udowadniam sobie, że nadaję się na matkę. Przeczytaj historię Iwony. Iwona Dycha/praca konkursowa 27 kwietnia 2014 W dniu urodzin w ramach prezentu zrobiłam test. Nie miałam odwagi patrzeć. Dwie kreski wyczytałam w Jego oczach. Szok, przerażenie i milion myśli. Nowa praca, walka o awans, mieszkamy razem dopiero od 3 miesięcy. Znamy się od roku. To nie możliwe... Płacz i zgrzytanie zębów. Życie legło w gruzach. Gdyby wśród moich dobrych znajomych zrobić ankietę, czego bym nie chciała najbardziej na świecie, odpowiedzieliby jednogłośnie: dziecka! Uspokaja mnie myśl, że zdarzają się pomyłki, złe testy, wczesne poronienia. Koniec świata. A czerwone od płaczu oczy trzeba zamalować do pracy. 7 maja 2014 HCG potwierdza ciążę. USG również. Lekarz mówi: tu prawdopodobnie rozwinie się płód. I pokazuje coś na monitorze, czyli tak jakby tam jeszcze nic nie było. Znowu płacz, obwinianie całego świata. On przypomina, że nie mamy już po 20 lat, tylko 10 więcej i dzieci to nie taka tragedia. Chyba się cieszy, co mnie jeszcze bardziej irytuje. Mam ochotę cofnąć czas. 20 maja 2014 Boję się dotykać brzucha. Jakby nie należał do mnie. Boje się, że dotknę go i nagle mnie zaczaruje. Widzę oczami wyobraźni rozstępy, dodatkowe 20 kg, obwisłe piersi. Boję się, że nie pokocham tego dziecka. Śmierdzą mi perfumy w sklepie i na ludziach. 25 maja 2014 Udowadniam sobie, że nie nadaję się na matkę. Na argument, że jestem za młoda, On się tylko śmieje. Kolejne USG. Serduszko bije jak szalone 148 uderzeń na minutę, a płód wygląda jak chomik. Nie płakałam ze wzruszenia. Ale też i nie płakałam z nieszczęśliwości. Po USG poszliśmy na lody. 1 czerwca 2014 Karta ciąży założona. Formalnie i państwowo jestem w ciąży. To brzmi jakbym nie mówiła tego o sobie. Stwierdzenie "jestem w ciąży" jeszcze nie funkcjonuje w moim słowniku. Postanowiliśmy powiadomić przyszłych dziadków. Potraktowałam to jak przykry obowiązek. Nie rozpiera mnie szczęście. Ale dotykam już brzucha bez strachu, że mnie "zaczaruje". On mówi, że tam bije serce. 15 czerwca 2014 Zaczyna się. Mdli mnie. Jakbym mogła, spałabym 23 godziny na dobę. Płakałam pół dnia, bo okazało się, że sukienka się na mnie nie dopina. Nie pierwsza taka tragedia w moim życiu, ale uruchomiły się zapasy niewypłakanego żalu. On wrócił z pracy i przytulał. 25 czerwca 2014 To, co było chomikiem na ostatnim USG, ma teraz głowę i 4 kończyny. Niesamowite... Mały ludź. Dziwne uczucie. 27 czerwca 2014 W nocy obudził mnie strach. Pół nocy nie spałam, myśląc, czy wszystko jest dobrze. Czy jest zdrowy ten mały ludzik? Czy jeszcze jakieś badania powinnam zrobić? Dawno nikt mi tyle nie zaprzątał głowy. 8 lipca 2014 Szpital. Jakieś plamienie. Strach mnie sparaliżował. Ale nadal nie wiem czy wolałabym, żeby ten chomik był, czy żeby go nie było. 9 lipca 2014 Wszystko dobrze. Wielka ulga. 15 lipca 2014 Lato w pełni. Nic nie mogę jeść. Chudnę. Ciągle robię jakieś badania. Ciągle chciałabym być podłączona do ultrasonografu. Ciągle chciałabym słuchać, czy bije chomikowi serce. 11 sierpnia 2014 Chłopiec! On pękł z dumy. I chyba nadal pęka. To już nie chomik. To SYN. Wszystkie kostki zbadane, nereczki, serducho. Wszystko kompletne, na miejscu. Rozmiar buta prawie 3 cm. Ale szczęście. Poszliśmy na lody. Adobe Stock Prawdziwe historie: Jak tu nie wierzyć w cuda?! Gdy lekarz powiedział, że serduszko mojego dziecka nie bije, czułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Straciłam nadzieję, ale cuda przecież się zdarzają. Przeczytaj historię Joanny. Mam na imię Joanna, mój mąż to Artur. Jesteśmy rodzicami dwójki kochanych dzieciaczków: Daniela (4 lata) i Lenki (prawie 2 latka), ale spodziewamy się kolejnego dziecka. I właśnie o tej ciąży chciałabym napisać, bo dla mnie jest ona prawdziwym cudem. Jak grom z jasnego nieba Po narodzinach córki nie planowaliśmy więcej dzieci , ale los sprawił inaczej. Na początku czerwca tego roku niespodziewanie okazało się, że jestem w ciąży. Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Szok, strach i nie wiadomo, co jeszcze. Powoli jednak zaczęłam się przyzwyczajać do tej myśli, a nawet cieszyć. Najstraszniejsze słowa, jakie słyszałam w życiu Poszłam na wizytę do lekarza. Nagle usłyszałam: „Przykro mi, ale ciąża się zatrzymała . Serduszko nie bije”. To były najstraszniejsze słowa, jakie usłyszałam w życiu. Poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Nie mogłam się z tym pogodzić. Nie wierzyłam w to… Ogromna pustka W urodziny męża, 17 lipca, miałam zabieg łyżeczkowania macicy. Nie zapomnę tego do końca życia, ale trzeba żyć dalej. Czeka na mnie w domu dwójka cudownych dzieciaków. Dla nich muszę być silna, ale nie jest to łatwe. Gdy nikt nie widział, płakałam po kątach . Czułam ogromną pustkę. Jak tu nie wierzyć w cuda?! Wychodząc ze szpitala dostałam odpowiednie zalecenia, wyjaśnienia i zapewnienia, że jeszcze kiedyś zostanę mamą. Po dwóch miesiącach poszłam do lekarza, bo nie miałam miesiączki. Opowiedziałam mu o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy. Dokładnie mnie zbadał, zrobił badanie USG. To, co zobaczyłam i usłyszałam, doprowadziło mnie do łez. „Jest pani w ciąży” – powiedział lekarz. Bicie serduszka mojego dziecka to najpiękniejsza muzyka dla moich uszu. Z radości chciałam skakać do nieba, zadzwonić do wszystkich na świecie. Krzyczeć, by każdy usłyszał o moim cudzie. ... Fotolia Co jest najtrudniejsze w czasie ciąży? – ta opowieść Was zmieni! Dla wielu z nas najgorsze są poranne mdłości, rosnąca waga, czy ciągłe zmęczenie. Gdy posłuchacie tej opowieści, Wasze myślenie na pewno się zmieni. Lektura obowiązkowa dla każdej kobiety! Często ludzie widzą świat krótkowzrocznie i nic w tym złego. Dolegliwości w czasie ciąży nie należą do najprzyjemniejszych i nic dziwnego, że przyszłe mamy się na nie uskarżają. Mają do tego prawo. Warto jednak czasem spojrzeć na sytuację innych mam, zwłaszcza tych, które są w ciąży, a mają już za sobą poronienie . Dla nich ciąża jest najtrudniejszym okresem w życiu. Ich poranne mdłości cieszą, wymioty radują, a ból piersi jest najwspanialszym objawem na świecie. Gdy przeczytaliśmy wypowiedź tej mamy, od razu wiedzieliśmy, że musimy się nią z wami podzielić. Ta opowieść zmienia. Posłuchajcie: "Poranne mdłości, hormony, wymioty? Nic mi nie przeszkadza. Moim największym koszmarem jest myśl – czy jeszcze jestem w ciąży? Ciąża powinna być najszczęśliwszym czasem w życiu kobiety. Dla mnie jest najtrudniejszym... Od 27 tygodni żyję w strachu i będę tak trwać, aż przytulę dziecko. Analizuję każdy ból, każdy odgłos, puls. Chodzę, śpię, jem, spaceruję, cały czas myśląc o jednym. Dlaczego? Tak wygląda kolejna ciąża po poronieniu. Staram się nie martwić za dużo, wierzę, że to, iż jestem w 27 tyg. ciąży to dobry znak. Wszystkie moje poprzednie trzy ciąże, skończyły się przed upływem 8 tygodni. Każdy tydzień, dzień jest świętem. Choć lekarze mówią, że ryzyko poronienia w tak zaawansowanej ciąży jest dużo niższe, to jednak ogarnia mnie strach. Boję się cieszyć zbyt wcześnie, żeby ta przedwczesna radość nie zamieniła się w rozpacz. Żebym znowu nie straciła dziecka. Wiem, jak to jest i jak to boli. Utrata dziecka to nie tylko ból, że zostało ci odebrane. To także strach, że stracisz następne. Teraz kiedy jestem w ciąży, nie mogę się nią cieszyć, boję się. Nie mówię też o niej nikomu, by nie zapeszyć. By nikt mnie nie pytał potem, a gdzie twoje dziecko, jeżeli znowu się nie uda. ... Fotolia "Karmienie piersią było kwestią życia i śmierci!" – mówi mama wcześniaka Przed porodem wcale nie byłam taka pewna, że będę karmić piersią. Rozważałam różne opcje i wydawało mi się, że o karmieniu wiem wszystko. Tymczasem – jak się potem okazało – nie wiedziałam nic… Karmienie piersią może uratować dziecku życie? Tak, to żadna przesada! – przekonała się o tym Agata Krawiec, mama trzyletniego Kacpra, urodzonego w 30. tygodniu ciąży. Posłuchajcie co mówi o swoim doświadczeniu karmienia piersią: Przed moim porodem wcale nie byłam taka pewna, że będę karmić piersią. Oczywiście wiedziałam, że karmienie naturalne to najlepsze, co można dać dziecku, ale kiedy myślałam o praktyce, a nie o teorii – to planowałam, że mniej więcej po pierwszym miesiącu wprowadzę karmienie mieszane: raz piersią, raz butelką. Układałam sobie, że nocami wprowadzę jedną butelkę, w ciągu dnia też jedną, dzięki czemu uda mi się zachować laktację, tak długo, jak będę chciała, a jednocześnie nie będę musiała spędzać całej doby na karmieniu. Bardzo mi zależało na tym, żeby po porodzie zachować odrobinę swobody. Wydawało mi się, że o karmieniu wiem wszystko, tymczasem (jak się potem okazało) nie wiedziałam nic. Przede wszystkim nie wiedziałam tego, że zamiast urodzić swojego synka po 9 miesiącach ciąży – urodzę go o 3 miesiące za wcześnie. Nie wiedziałam, że pierwsze tygodnie mojego macierzyństwa spędzę, wyjąc nad inkubatorem mojego dziecka. Że na początku nie będę mogła go nawet dotknąć, a kiedy już lekarze mi pozwolą go trzymać za nóżkę a potem nosić skóra do skóry – to będę się bała to zrobić. Bo będę wolała nie dotykać i nie tulić swojego dziecka, niż ryzykować, że się wychłodzi poza inkubatorem. Kto nie przeżył takich chwil, nigdy ich sobie nie wyobrazi, bo ludzka wyobraźnia ma bardzo ciasne granice. Umiecie sobie wyobrazić, że patrzycie na swoje dziecko podłączone do respiratora, bo nie umie samo oddychać? Kiedy urodziłam, nie umiałam uwierzyć, że w ciąży godzinami rozmyślałam o tym, kiedy będę mogła podać butelkę i co... Jak pobrać i aktywować bon turystyczny: instrukcja rejestracji na PUE ZUS (krok po kroku) Ukraińskie imiona: męskie i żeńskie + tłumaczenie imion ukraińskich Mądre i piękne cytaty na urodziny –​ 22 sentencje urodzinowe Ile wypada dać na chrzciny w 2022 roku? – kwoty dla rodziny, chrzestnych i gości Gdzie nad morze z dzieckiem? TOP 10 sprawdzonych miejsc dla rodzin z maluchami Ospa u dziecka a wychodzenie na dwór: jak długo będziecie w domu? Czy podczas ospy można wychodzić? 5 dni opieki na dziecko – wszystko, co trzeba wiedzieć o nowym urlopie PESEL po 2000 - zasady jego ustalania Najczęściej nadawane hiszpańskie imiona - ich znaczenie oraz polskie odpowiedniki Gdzie można wykorzystać bon turystyczny – lista podmiotów + zmiany przepisów Urlop ojcowski 2022: ile dni, ile płatny, wniosek, dokumenty Przedmioty w 4 klasie – czego będzie uczyć się dziecko? 300 plus 2022 – dla kogo, kiedy składać wniosek? Co na komary dla niemowląt: co wolno stosować, czego unikać? Urwany kleszcz: czy usuwać główkę kleszcza, gdy dojdzie do jej oderwania? Bon turystyczny – atrakcje dla dzieci, za które można płacić bonem 300 plus dla zerówki w 2022 roku – czy Dobry Start obejmuje sześciolatki? Jak wygląda rekrutacja do liceum 2022/2023? Jak dostać się do dobrego liceum?
.